
Czy Los Angeles naprawdę jest tak magicznym miejscem jak nam się wydaje? Czy to miasto kryje niezliczone możliwości dla tancerzy i artystów? Najlepiej przekonać się o tym samemu. Moja odpowiedź brzmi TAK. Poniżej opisałam szkoły tańca, które odwiedziłam na zachodnim wybrzeżu USA oraz wrażenia z nimi związane.
Millennium Dance Complex, The Brea Space, EDGE Performing Arts Center – brzmi znajomo? Są to miejsca, które z internetu zna chyba każdy tancerz. Z łezką w oku obserwowałam je w mediach społecznościowych marząc tylko o tym by znaleźć się tam choć na jednej lekcji tańca i doświadczyć klimatu, który w nich panuje.
6 szkół tańca, ponad 80 godzin treningu, 30 choreografów
Tak w skrócie wyglądał mój wyjazd do Los Angeles. Grudzień 2018 oraz styczeń 2019 – 2 najbardziej intensywne miesiące moich treningów. Codziennie miałam od 4,5 do 8 godzin zajęć pomijając weekendy, które w większości przeznaczyliśmy na zwiedzanie. Ciekawostką jest fakt, że w weekendy w tanecznym świecie niewiele się dzieje. Większość trenerów prowadzi wtedy warsztaty wyjazdowe lub występuje na scenach dlatego studia tańca oferują niewiele zajęć. Od poniedziałku do piątku praktycznie wszędzie treningi odbywają się przez cały dzień, od 9 rano do 21/22. W niektórych szkołach przez cały ten czas wypełnionych jest kilka sal. Nikogo zatem nie zdziwi jeśli powiem, że praktycznie zawsze prowadziłam wewnętrzną walkę z decyzją, którą szkołę oraz którego choreografa wybrać.
Niestety w LA wszystko jest zlokalizowane daleko od siebie. Nawet jeżeli samochodem jest to 15 minut drogi, praktycznie przez cały dzień miasto jest zakorkowane, włącznie z 7 pasmowymi autostradami. Dlatego dojazd zajmuje znacznie więcej czasu. Zaparkowanie auta graniczy z kolejnym cudem.
W Los Angeles i okolicy odwiedziłam 6 najbardziej popularnych szkół tańca. Opowiem Wam po krótce o każdej z nich:
Millennium Dance Complex

Miejsce, o którym przed wyjazdem słyszałam różne opinie. “Więcej hip hopu, dużo gwiazdorzenia na zajęciach, tłum ludzi na salach, zbyt szybkie tempo nauczania, ciągłe nagrywanie oraz bez make upu nie wchodź na sale”. To opinie niektórych tancerzy, których dopytywałam wcześniej na co przygotować się idąc na zajęcia do tej szkoły tańca. Większość z tych rzeczy jest prawdą natomiast nie przeszkadzało mi to ani przez chwilę. Należę do tych osób, które na treningu koncentrują się na tym aby dać z siebie wszystko i wynieść z zajęć jak najwięcej. Sam fakt, że jestem tu gdzie jestem i uczę się od trenerów, których całe życie obserwowałam na Instagramie był dla mnie na tyle ekscytujący, że nic więcej się nie liczyło.
Faktycznie MDC jest szkołą, która oferuje więcej zajęć z technik streetowych. Postanowiłam rozwijać się w różnych stylach dlatego uczęszczałam zarówno na zajęcia jazzowe/contemporary jak i hip hopowe, które były dużo większym wyzwaniem, ale sprawiały mi mnóstwo radości. Bardzo polubiłam jazz funk, połączenie hip hopu, jazzu z tańcem komercyjnym, najczęściej do popularnej muzyki. Zdarzyło się raz, że w jednym tygodniu tańczyłam 4 różne choreografie do tej samej piosenki, która okazała się najnowszym hitem.
Większość tancerzy każdy dzień rozpoczynała od klasyki co uważam za fantastyczny nawyk i rozgrzewkę dla ciała. Później na mało których zajęciach pojawiała się porządna rozgrzewka. Większość treningów na poziomie zaawansowanym opierała się na nauce długiego fragmentu choreografii, który na koniec zajęć prawie zawsze był nagrywany.
Czy nagrania były stresujące? I tak i nie. Przede wszystkim były świetną okazją do nauczenia się pracy z kamerą oraz podziwiania innych, fantastycznych tancerzy. W USA normalne jest, że tancerze się wspierają i dopingują nawzajem dlatego takie sytuacje są dla nich bardziej ekscytujące niż stresujące.
Zdarzały się zajęcia, podczas których choreograf uczył pracy z kamerą. Podkreślał pod jakim kątem najlepiej pokazać profil twarzy, z której strony spojrzeć żeby było dobrze oraz o czym myśleć w trakcie nagrań. Były to rzeczy, z którymi nigdy wcześniej nie spotkałam się podczas treningu. Nic dziwnego w końcu to Hollywood, świat telewizji, teledysków i artystów. Każdy kto się tutaj dłużej uczy dąży do tego, aby występować na scenach komercyjnych u boku gwiazd. Z tego powodu od dziecka uczy się tancerzy pracy z kamerą oraz odpowiedniej mimiki twarzy. Jeden z choreografów trafnie to opisał:
“To jest Hollywood. Tutaj bardziej liczy się to co pokazujesz od pasa w górę, jak pracujesz twarzą, jaką masz osobowość niż to jak dobry technicznie jesteś. W TV mało kto zrobi zbliżenie na pracę Twojej stopy podczas kręcenia piruetu”.
EDGE Performing Arts Center
Typowo jazzowa szkoła tańca położona w centrum Hollywood. Podczas zajęć widać z okna studia nagrań filmowych, oraz osoby zmierzające na castingi i audycje. Treningi odbywają się od rana do nocy na 5 salach. Dominują zajęcia jazzowe, contemporary, balet, ale pojawia się również hip hop i jazz funk.
Kiedy po raz pierwszy poszłam na zajęcia jazzowe prowadzone przez Billa Prudich , jednego z założycieli tej szkoły zaczęłam się zastanawiać, czy to czego uczymy się w Polsce ma cokolwiek wspólnego z techniką tańca jazzowego. Wspaniałe doświadczenie. Praca u podstaw, technika osadzona w typowej, czystej formie jazzu, do muzyki broadwayowej. Te zajęcia na długo pozostaną w mojej głowie ze względu na pedagoga, który je prowadził. Jego zaangażowanie i ogromna wiedza zaimponowały mi już po pierwszych 3 minutach treningu. Niesamowite jak bardzo potrafił zmotywować całą grupę do pracy. Po zakończeniu ćwiczenia zadawał jedno z kilku pytań np.:
“Kto tym razem był Twoją publicznością?”
Zaczęłam się poważnie zastanawiać o jaką publiczność mu chodzi. Przecież jestem na treningu, robie ćwiczenie techniczne, to nawet nie jest choreografia po co zatem myśleć o publiczności. Jego odpowiedź na to brzmiała:
“To jest Hollywood, tutaj są sami dobrzy tancerze. Jeżeli chcesz mieć tu pracę musisz uczyć się bycia gwiazdą. Zawsze wyobrażaj sobie, że tańczysz na castingu do teledysku Beyonce lub trasy koncertowej Janet Jackson”
Muszę przyznać, że utkwiło mi to w pamięci na tyle, że do dzisiaj myślę o tym na treningach.
EDGE jest jedną z moich ulubionych szkół ze względu na pedagogów. Kilkoro z nich było dla mnie ogromnym odkryciem. Najlepszym przykładem jest Sabrina Phillip, której nie znałam wcześniej, a jej zajęcia okazały się dla mnie najlepszym treningiem i doświadczeniem, a zarazem najcięższym wyzwaniem ze wszystkich zajęć, w których brałam udział. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych pedagogów, od których w życiu się uczyłam.
The Brea Space

Miejsce z pewnością wszystkim znane. Jego założycielka – Krista Miller, wraz ze swoją córką Autumn Miller są inspiracją dla większości tancerzy jazzowych na świecie. Obserwowanie ich pracy i treningów na żywo było bardzo inspirujące. Wiele osób myśli, że umiejętności, które prezentuje Autumn są nieosiągalne, nadludzkie. Muszę przyznać, że na żywo jej taniec robi jeszcze większe wrażenie. Nie mogłam oderwać od niej wzroku zarówno podczas tańca, jak i treningu. Upewniłam się tylko w przekonaniu, że znakomici tancerze nie rodzą się wybitni, po prostu bardzo dużo pracują na sali. Autumn na zajęciach trenowała za kilka osób na raz, zanim nie jeden tancerz zdążył pomysleć o choreografii ona miała już dany fragment przećwiczony 5 razy.
The Brea Space mieści się w miasteczku pod Los Angeles, teoretycznie około 40 km od miejsca, w którym mieszkaliśmy. Droga na zajęcia zajęła nam ponad 2,5h.
W żadnym wcześniej odwiedzonym miejscu nie spotkałam się z tak rodzinną atmosferą. Po raz pierwszy zostałam oprowadzona po całej placówce przez samą właścicielkę szkoły, która w trakcie warsztatów 5 razy pytała czy czegoś nie potrzebuję.
Miałam przyjemność uczestniczyć w jednych z największych warsztatów na świecie “Winter Intensive in Brea Space”. Na to wydarzenie zjechali się tancerze z całych Stanów Zjednoczonych i nie tylko. Program zajęć był dokładnie przemyślany, opracowany tak abyśmy mogli pracować nad różnymi technikami. W USA wszyscy wiedzą, że aby odnieść sukces trzeba być wszechstronnym. Podczas warsztatów odbywały się zajęcia z techniki tańca jazzowego, baletu, contemporary, jazzu, tańca towarzyskiego, hip hopu oraz jazz funk. To właśnie wtedy miałam przyjemność uczyć się od choreografa, którego całe życie podziwiałam i marzyłam o udziale w jego zajęciach. Mark Meismer okazał się nie tylko świetnym pedagogiem i choreografem ale również człowiekiem. Wprowadzał na treningu atmosferę głębokiem współpracy i ogromnego wsparcia. Na jego zajęciach każdy czuł się zaopiekowany. Mark wielokrotnie podkreślał żeby dopingować siebie nawzajem i obdarzać dobrym słowem osoby, które nas inspirują. Uważam to przeżycie za bardzo cenne doświadczenie. W The Brea Space odnosi się wrażenie jakby wszyscy tworzyli jedną wielką rodzinę. Na początku każdych zajęć Krista Miller przedstawia nowe osoby i daje 5 minut swoim tancerzom na otoczenie gości troską i zapoznanie się z nimi. Nie ukrywam, że gdy podczas pierwszego treningu osoby, które bacznie obserwuje na Instagramie podeszły do mnie się zapoznać zrobiło mi się bardzo miło.

Kolejna popularna szkoła w Los Angeles. Założona została przez Tima Milgrama, który poza tańcem profesjonalnie zajmuje się nagraniami i montażem filmów tanecznych. Ta szkoła różni się od wszystkich innych. Tim zaprasza na zajęcia najlepszych pedagogów. Każde zajęcia trwają 2h z czego ostatnie 30 min poświęcone jest na pracę z kamerą i nagrania. Szkoła wyposażona jest w profesjonalny parkiet, światła, tło do filmów oraz inne dodatki, które worzą efekty specjalne. Dzięki temu nagrania z zajęć są naprawdę spektakularne i popularne na całym świecie. Do TMilly na zajęcia schodzą się najpopularniejsi tancerze. To właśnie tam miałam okazję po raz pierwszy spotkać Meghan Sanett, Kaycee Rice, Ericke Klein, Jojo Gomez, Sean Lew, Sophia Lucia i wielu innych. Takie osoby dodają bardzo dużo inspiracji i motywacji. Przyjemnie obserwuje się tancerzy, który osiągneli najwyższy możliwy poziom i wciąż wylewają siódme poty na treningach.
IAF Compound
IAF udało mi się odwiedzić tylko 3 razy. Niestety zajęcia w tej szkole bardzo często pokrywały się z innymi treningami, w których chciałam wziąć udział. To miejsce opisałabym jako jeden wielki garaż z podłogą baletową i lustrami na środku. Co ciekawe na recepcji zawsze witał mnie pies właścicielki, który był nieraz obecny również na treningu 🙂 Przestrzeń jest niesamowita, a warunki do treningu jedne z lepszych jakie można sobie wymarzyć. Tutaj również każde zajęcia kończą się profesjonalnym nagraniem. Atmosferę opisałabym jako jedną z bardziej przyjaznych dla nowych tancerzy.

IMMA Space
Szkoła tańca znajdująca się naprzeciwko IAF Compound. Gdy pierwszy raz chciałam wziąć udział w zajęciach musiałam się porządnie naszukać żeby znaleźć to miejsce. Kiedy już udało mi się dotrzeć do nieoznaczonego w żaden sposób garażu, który okazał się być szkołą tańca nie mogłam znaleźć nic w rodzaju ‘recepcji’. Po około 15 minutach przyszedł jeden tancerz, wystawił na parking krzesło, wyjął terminal i oznajmił, że to właśnie jest recepcja. Jak widać prowadzenie szkoły w miejscu, w którym średnia temperatura w ciągu roku nie schodzi poniżej 15 stopni Celsjusza pozwala na pominięcie nieistotnych pomieszczeń takich jak recepcja czy szatnia. Swoją drogą w żadnej z powyżej opisanych szkół nie spotkałam szatni. Zazwyczaj tancerze przebierają się na sali lub w łazience. Założyciele wolą przeznaczyć przestrzeń na kolejną salę taneczną zamiast pomieszczeń do przebierania się.
W Imma Space miałam przyjemność trenować wraz z zespołem, który na codzień reprezenuje szkołę na turniejach. Niesamowicie zgrana paczka, pełna energii i radości. Widać, że każdy tam kocha taniec i uwielbia tworzyć nowe rzeczy ponieważ na hasło improwizacja tancerze skakali z radości 🙂
Czas spędzony w Los Angeles był dla mnie okresem największego rozwoju zarówno jako tancerz jak i pedagog. Przez 2 miesiące bacznie obserwowałam różnych trenerów i starałam się uczyć od nich tego jak w najlepszy sposób przekazać wiedzę. Uważam, że to miejsce jest rajem dla każdego chociaż trochę ukształtowanego tancerza. Nie mogłabym wyobrazić sobie lepszych warsztatów. Od dnia wyjazdu marze o tym żeby przeżyć tę przygodę ponownie. Dzięki temu, że na każdych zajęciach uczyłam się zupełnie nowych rzeczy od nowa pokochałam taniec. Szłam na treningi z tak błyszczącymi oczami z radości jak na początku mojej tanecznej przygody. Niestety zapomniałam o zrobieniu zdjęcia większości tych szkół więc muszę polecieć tam ponownie żeby nadrobić zaległości. 🙂
Jeżeli jesteś tancerzem, który choć przez chwile zastanawia się czy warto przeżyć taką przygodę – WARTO. Jeżeli masz jakieś pytania dotyczące organizacji pisz do mnie śmiało. Chętnie doradzę i podzielę się innymi doświadczeniami. A może miałeś przyjemność przeżyć podobny wyjazd i chcesz się z nami nim podzielić? Czekam na Twój komentarz 🙂
Klaudia Tyżaj