
Prawdziwa historia o tym na kogo wyrosła mała dziewczynka, która zawsze marzyła o tym by być baletnicą. Czy można nauczyć się tańca nie kończąc szkoły baletowej? Wpis o tym jak walczyłam o mój taneczny rozwój w czasach gdy taniec jazzowy nie był popularny, a w trójmieście nie było żadnych zajęć z tego stylu.
Przygodę z tańcem rozpoczęłam w wieku 7 lat. Nie było to nic wielkiego, szkolne kółko taneczne, nawet nie potrafię bliżej określić stylu tańca, którego się tam uczyłam. Najważniejsze na początku jest nabycie poczucia rytmu i myślę, że to udało się w tamtym miejscu zrealizować.
Po 2 latach zaczęłam uczęszczać na zajęcia w centrum tańca Gabi. W tamtych czasach chyba większość dziewczynek chodziła do tej szkoły tańca jednak po raz kolejny nie było to nic poważnego ani profesjonalnego. Nauczyłam się tam podstaw tańca nowoczesnego i towarzyskiego, jeździłam na obozy, konkursy, otrzymywałam nagrody no ale cóż zrobić od zawsze marzyłam żeby być baletnicą. Wtedy w moich oczach tylko balet to był prawdziwy taniec.
Kiedy miałam 9 lat poszłam na przesłuchanie do szkoły baletowej. Moja mama chyba nie wierzyła, że się dostanę i bardzo chciała, żebym zainteresowała się czymś ‚poważniejszym’, ‚bardziej przyszłościowym’ niż taniec. Jakież było jej zdziwienie, kiedy przeszłam wszystkie etapy przesłuchania osiągając jeden z najlepszych wyników wśród dzieci. I tu zaczęły się schody. Ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu moja mama podjęła decyzję nie posłania mnie do szkoły baletowej. Wyjaśniając w skrócie – chciała abym miała normalne dzieciństwo (w tamtych czasach krążyło wiele nieciekawych historii o tego typu szkołach dlatego moja rodzina najzwyczajniej w świecie chciała zaoszczędzić mi stresu) i liczyła, że minie pare miesięcy i mój entuzjazm taneczny opadnie. Bardzo długo nie mogłam wybaczyć jej tej decyzji. Uważałam, że szanse na bycie prawdziwą tancerką przepadły i już nigdy nie uda mi się zdobyć potrzebnych umiejętności.
No I nie było łatwo …
15 lat temu w Gdańsku poza szkołą baletową nie było miejsc, w których można było nauczyć się tańca klasycznego, jazzowego, współczesnego. O jazzie marzyłam wraz z moimi koleżankami oglądają You Can Dance i ucząc się z filmików z YouToube’a. Lekcje indywidualne? W domu nie było pieniędzy na takie cuda. Stroje taneczne? Zazwyczaj wyciągało się z szafy coś co ładnie się układa w tańcu. Solówki i duety każdy układał sobie sam, czasem trener pod koniec zajęć coś poprawił, ale zwykle nie było na to czasu.
W porównaniu z możliwościami, które mamy w trójmieście obecnie, w czasie gdy byłam dzieckiem naprawdę wiało pustką. Istniały profesjonalne kluby tańca towarzyskiego, zespoły hip-hopowe, ale to nie było moim marzeniem.
Gdy miałam 10 lat dołączyłam do formacji tanecznej DV Latin Team gdzie trenowałam taniec towarzyski. Później udało się otworzyć grupę tańca jazzowego. Na pierwszą lekcję jazzu poszłam w wieku lat 12 i uwierzcie nie były to lekcje prowadzone na takim poziomie jak obecnie. O technice nikt nie wspominał, po prostu tańczyliśmy.
W wieku 14 lat jakimś cudem trafiłam do grupy tańca jazzowego prowadzonej przez Anię Mrozińską i wtedy zaczęły się prawdziwe treningi. Już po pierwszych zajęciach wiedziałam, że to jest osoba, od której chce się uczyć tańca. Niestety nauka rozpoczęła się od wypędzania złych nawyków. Okazało się, że większość rzeczy, których nauczyłam się wcześniej nauczono mnie niepoprawnie. Piruety na całej stopie, zakręcone biodra, pogięte kolana, skoki jak najwyżej bez żadnej techniki. Nie liczyła się jakość tylko ilość czyli to, co sama staram się dzisiaj tępić w tańcu. Z własnego doświadczenia przyznaję, że łatwiej jest uczyć się od początku niż poprawiać błędy kiedy Twoje ciało jest przygotowane i przyzwyczajone do wykonywania ćwiczeń źle. Pod okiem Ani trenowałam 6 lat. Był to najbardziej intensywny okres w moim życiu. Zajęć z Anią nie było dużo, ale pojawiły się regularne treningi w domu oraz dodatkowe na sali, kiedy przygotowywałam materiał sama, a Ania po godzinach go ze mną czyściła lub lekko modyfikowała. Wtedy było mi bardzo ciężko, bo marzyłam o tym, żeby mieć możliwości codziennych lekcji prywatnych pod okiem ekspertów, a nie sama rzeźbić solówki. Z perspektywy czasu wiem, że dzięki tym praktykom mogę być teraz choreografem i wykonywać moją obecną pracę.
W warsztatach brałam udział od zawsze natomiast od 15-tego roku życia zaczęłam jeździć wraz ze znajomymi z zespołu na większość warsztatów organizowanych w całej Polsce. Wcześniej rodzice nie puszczali mnie poza regiony trójmiasta.
Uważam, że to właśnie ilość warsztatów, w których brałam udział, choreografów, których w tamtym czasie poznałam i innych tancerzy, z którymi nawiązałam przyjaźnie doprowadziły mnie do tego miejsca, w którym jestem teraz.
W międzyczasie turnieje tańca, obozy i wszelkiego rodzaju taneczne aktywności.
Kiedyś Kasia Mieczkowska z uśmiechem na twarzy widząc mnie na warsztatach w Inowrocławiu powiedziała, że chyba ją śledzę. Tak miała rację, śledziłam wszystkich instruktorów, od których czułam, że mogę się jeszcze wiele nauczyć i jeździłam za nimi po całej Polsce, nie czekałam, aż przyjadą do Gdańska. Na warsztaty wydawałam wszystkie kieszonkowe, prezenty urodzinowe i pierwsze zarobione pieniądze. Sprawiało mi to przede wszystkim ogromną radość, a do tego byłam bardzo żądna wiedzy tanecznej.
W wieku 16 lat dołączyłam do zespołu Cheerleaders Gdynia. Poza tańcem jazzowym trenowałam równolegle taniec nowoczesny. Dzięki temu miałam treningi codziennie, dostęp do sali, choreografów, kostiumów, a także możliwości występowania na wielu scenach w Polsce i na świecie. W zespole byłam krótko, bo tylko 2 lata, ale zdobyłam ogromne doświadczenie sceniczne i przeżyłam fantastyczną przygodę. Między innemu dzięki Cheerleaders Gdynia miałam szansę uczestniczyć w warsztatach na Broadway’u w Nowym Yorku, występować na meczu NBA w Waszyngtonie, tańczyć na festiwalach Top Trendy w Sopocie, na meczach koszykówki w Gdyni, Budapeszcie, Sopronie i Monachium. Było to bardzo cenne doświadczenie, jednak po maturze zdecydowałam się odejść z zespołu i zająć stylem tańca, który kochałam najbardziej – taniec jazzowy, choć wiem, że tancerz musi być wszechstronny i chętnie biorę udział w warsztatach z różnych stylów tanecznych to właśnie jazz i jego pochodne są mi najbliższe.
Po maturze przyszedł czas na podjęcie kilku poważnych decyzji. Naprawdę bardzo chciałam być tancerką, nie wyobrażałam sobie życia bez tańca. Nie wystarczało mi tylko chodzenie na zajęcia, jeżdżenie na turnieje i branie udziału w warsztatach.
Chciałam zająć się tańcem na poważnie. Tylko jak to zrobić? Tego niestety nikt nie uczył .. O tym jakie kroki podjęłam napiszę już w kolejnym poście.
Klaudia Tyżaj
